🎿 Gdzie Są Zaginieni Ludzie

Uprawiała seks z uczniem na parkingu. Zdaniem Brytyjczyków 16-latek mógł opuścić Polskę. "Krzysztof Dymiński, mimo tylko 16 lat, mógł udać się z Polski przez Europę i to może być zaginieni. Anna Dobiegała. Szóstą dobę trwają poszukiwania 17-letniego Szymona Szczerbowskiego z Jastarni. Ślad po chłopcu zaginął w nocy z soboty na niedzielę. - Każdy z trzech psów biorących udział w poszukiwaniach prowadził na plażę, po czym gubił trop tuż przy tafli wody - informuje policja. 17.06.2022 | 17:15. Zaginieni na Pomorzu Zachodnim. Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie. Osoby zaginione w województwie zachodniopomorskim 04.08.2023 Ta strona kategorii przedstawia tarcze, które występują w kanonicznych częściach serii Gothic lub w różnych modyfikacjach do części sagi. Baza jest także sprawdzana przez Zespół Poszukiwań i Identyfikacji ITAKI przy każdym przyjęciu zgłoszenia osoby zaginionej. Zdarza się, że np. do szpitala trafiają osoby, które uległy wypadkowi i nie odzyskały przytomności lub są świadome, ale doznały obrażeń, które spowodowały utratę pamięci. W styczniu 1993 roku dwie licealistki jadą na ferie w góry. Planują zatrzymać się niedaleko Zakopanego i stamtąd wyruszać na piesze wędrówki. 4 dnia swojego Prywatnego detektywa nie obowiązują procedury oraz kategoryzowanie osób zaginionych, tak jak to czynią policjanci. Otrzymując zlecenie na poszukiwanie zaginionej lub ukrywającej się osoby, może dobrać metody w jego ocenie odpowiednie do danej sytuacji. Podczas poszukiwania osób zaginionych stosuje się różne techniki, często Osoby starsze, często samotne, zdezorientowane, doświadczone licznymi chorobami, nie zawsze są w stanie zrozumieć zagrożenie i podejmować racjonalne decyzje. Chcąc chronić swoich sędziwych bliskich, należy bliżej przyjrzeć się ich zachowaniu, ale także poznać ich problemy i towarzyszące im na co dzień emocje. Dalej robisz wszystkie misje u Magów Wody i po pewnym czasie teleportniecie sie do Jarkendaru. Tam musisz po prostu robić też wszystkie misje (u Magów, Piratów, a na końcu u Bandytów). W późniejszym etapie zajdziesz do Bandytów. Musisz do nich wejść, porobić misje, a później dostać się do kopalni. Tam są zaginieni ludzie. WP Wiadomości na: Instagramie. 👍 Lubię to! Tą sprawą żyje cała Polska. Zostawili dwoje dzieci i list. Wciąż trwają poszukiwania małżeństwa z Warszawy. Sąsiadka pary twierdzi, że Zaginieni z województwa śląskiego. Co się z nimi dzieje? Gdzie są? Próbujemy pomóc poszukującym. Monika Jaracz-Świerczyńska. 10 listopada 2022, 7:45 Rozpoznajesz te osoby? Zobacz kolejne Najczęściej zakończenia są szczęśliwe. Ewa Smolińska-Borecka. 12 września 2021, 15:02. W Polsce zgłasza się średnio 31 osób zaginionych dziennie. W tej chwili w Krajowym Systemie wi8k. W latach 50. XX wieku w statystycznej rodzinie było sześcioro dzieci, w latach 80. - czworo, a dzisiaj jest 2,5 – informują nas billboardy, które od początku lipca pojawiły się w wielu miejscach w całej Polsce. Jest jeszcze dramatyczne pytanie „gdzie są TE dzieci?”. - Tam, gdzie te mieszkania, przedszkola i żłobki – odpowiadają, wywołani przed billboardy młodzi ludzie Wesprzyj nas, aby mieć wybór, alternatywę i dostęp do obiektywnej, wiarygodnej i rzetelnej informacji. BEZ PROPAGANDY ZAPRENUMERUJ E-WYDANIE Zaprenumeruj Komentarze Poczytaj również obejrzyj 01:38 Thor Love and Thunder - The Loop Czy podoba ci się ten film? Artykuł do poprawyTa strona wymaga poprawy! Możesz pomóc Gothicpedii edytując ją!Powód: Brak sekcji "Krok po kroku"; brak różnic w dialogu z Dexterem między G2A a G2NK. Gdzie są zaginieni ludzie? – zadanie główne w Gothic II: Noc Kruka, zlecane Bezimiennemu przez Vatrasa – maga wody z Khorinis. Może również zostać zlecone przez bezimiennych obywateli zapytanych o najnowsze wieści. Krok po kroku[] Porozmawiaj z Vatrasem Udaj się do dzielnicy portowej a następnie porozmawiaj z Laresem Porozmawiaj z następującymi mieszkańcami Khorinis: Thorbenem - zaginął jego czeladnik Elvrich Hakonem - zaginał człowiek o imieniu Joe Bromorem - zaginęła jedna z jego kurtyzanek - Lucia Po rozmowie z Laresem udaj się do Farima a następnie z nim porozmawiaj Dowiedz się gdzie znajduje się zatoczka od Farima lub Cassii Udaj się do zatoczki i porozmawiaj ze Skipem. Od niego dowiesz się że za porwaniem stoi Dexter i gdzie jest jego kryjówka Po odnalezieniu obozu bandytów Dextera porozmawiaj z nim a następnie zabij go Przeczytaj list Dextera z rozkazami od Kruka Wróć do Vatrasa i zdaj mu raport Przebieg zadania[] Znikający mieszkańcy[] Vatras mówi bohaterowi, że ostatnio znikają mieszkańcy miasta. Rozwiązanie tej zagadki jest warunkiem potrzebnym do wstąpienia do Wodnego Kręgu. Mag proponuje na początek rozejrzeć się w porcie, gdyż stamtąd zniknęło najwięcej osób. Dolne miasto[] Bohater może porozmawiać na ten temat z Coragonem, który sugeruje wizytę u Kardifa, właściciela gospody w dzielnicy portowej. Dodatkowo mówi, że Hakon i Thorben mogą coś wiedzieć na ten temat. Hakon mówi o zaginionym człowieku imieniem Joe, który podobno znał sposób na dostanie się do wież strażniczych. Thorben z kolei szuka swojego czeladnika, Elvricha. Bezimienny może również zamienić parę słów na temat zaginionych z Lordem Andre, który nie jest skory do angażowania się w tę sprawę. Dzielnica portowa[] Bohater udaje się do Laresa i pyta go o zaginionych ludzi. Były szkodnik mówi, że pierwszy był William, rybak, który nie wrócił z połowu. Bezimienny udaje się do Farima, kolegi Williama. Ten mówi, że William spotykał się na plaży za miastem w małej zatoczce niedaleko przystani z nieznanymi ludźmi (aby się tam dostać należy płynąć wzdłuż skał zaraz przy wejściu do kanałów). Tę informację można również uzyskać od Cassii, o ile bohater przyłączył się do Gildii Złodziei. Na temat zaginionych można również porozmawiać z Brahimem, Bromorem i Kardifem, gospodarzem portowej tawerny, który da bohaterowi namiar na sprzedawcę ryb Halvora. Ten insynuuje, że ludzie są porywani. Jedna z kurtyzan Nadja również może udzielić paru informacji odnośnie zaginionej Lucii. Skip i Dexter[] Bohater udaje się do wspomnianej zatoczki, gdzie spotyka pirata Skipa, który wie wiele o tym całym procederze. Wilk morski odpowiada na wszystkie pytania Bezimiennego (nie wygada się jednak,gdzie przebywają piraci), równocześnie tłumacząc, że nie wiedział, że bandyci porywają ludzi. W trakcie rozmowy Skip przypomni sobie imię herszta - Dextera oraz poda położenie ich kryjówki na skałach niedaleko farmy Onara. Bohater imię herszta może poznać również, od Corda i od strażnika jaskini Brago. Informowanie Vatrasa[] Bezimienny może przekazywać Magowi Wody informacje o postępach. Jest to możliwe do momentu przeczytania listu. Od liczby uzyskanych poszlak zależy ilość doświadczenia, jaką można otrzymać (maksymalnie 400 punktów doświadczenia): Zaginęło również paru farmerów. - po rozmowie z Akilem i Bengarem (+50). Podobno odpowiedzialni za to są bandyci. - gdy Skip zaznaczy na mapie położenie obozu Dextera lub po rozmowie z Elvrichem (+50). Elvrich - czeladnik Thorbena - powiedział mi, że to właśnie oni transportują porwanych drogą morską. - po rozmowie z Elvrichem (+50). Wydaje się, że zamieszani są w to jacyś piraci, choć nie wiem jeszcze na pewno, jaką odgrywają w tym wszystkim rolę. - po rozmowie z Elvrichem (+50). Uwolniłem Elvricha z łap bandytów. - po powrocie Elvricha do miasta (+50). Bandyci porwali dziewczynę imieniem Lucia. - po rozmowie z Elvrichem o Lucii (+50). Porwana dziewczyna, Lucia, zadawała się później z bandytami. - gdy Bezimienny posiada w ekwipunku List pożegnalny Lucii (+50). Jeśli wcześniej przeczytał list, doda: Jak się wydaje, już z własnej woli. Szajce przewodzi niejaki Dexter i to on odpowiada za porwania. Pamiętam Dextera z kolonii karnej... Pracował wtedy dla innego magnata, Gomeza. - gdy Skip, Cord lub strażnik jaskini Brago zdradzi imię szefa bandytów (+50). Rozwiązanie zagadki[] Bezimienny udaje się do wspomnianego obozu. Na moście zatrzymuje go strażnik, który przepuszcza jedynie osoby, które znają imię herszta bandy. Bohater mówi, że to Dexter i zostaje wpuszczony przed jego oblicze. Były cień jest zaskoczony spotkaniem z Bezimiennym, myślał bowiem, że nie przyszedł on z własnej woli. Dexter przyznaje mu wprost, że to on jest sprawcą tych porwań. Bohater dowiaduje się też, że zrobił to na zlecenie Kruka – byłego magnata z Górniczej Doliny. Bezimienny następnie zabija Dextera i znajduje przy jego zwłokach list od Kruka, w którym wyjaśnia, że potrzeba mu więcej niewolników. Skutkuje to agresją reszty bandytów, lecz na pomoc przychodzi kapitan Greg, który już od jakiegoś czasu szukał przywódcy bandytów z Khorinis i jego metody na przejście do Jarkendaru przez północno-wschodnie góry Khorinis. Powrót do Vatrasa[] Bohater wraca do Vatrasa i pokazuje mu list z rozkazami od Kruka. Mag wody jest zadowolony, gdyż obawiał się, że zagadka pozostanie nierozwiązania. Nadal jednak, zanim zgodzi się przyjąć go do Wodnego Kręgu, nakazuje Bezimiennemu rozmowę z lordem Hagenem, który musi się dowiedzieć o niebezpieczeństwie grożącym wyspie i jej mieszkańcom. Zadanie kończy się wówczas powodzeniem. 38,50 zł za obiadokolację dla dwóch osób, 223 zł za obiad dla sześciu osób — okazuje się, że to możliwe nawet nad polskim morzem. I to w znanych miejscowościach, Karwi i Władysławowie, w pełni sezonu wakacyjnego nad Bałtykiem. Czytelniczka Onetu donosi, że najwyraźniej nie samymi paragonami grozy stoją nadbałtyckie kurorty. Oczywiście ceny rosną wszędzie, jest wysoka inflacja, ale ciągle są miejsca, gdzie nadal można zjeść niedrogo i dobrze. Ceny nad Bałtykiem. "Do baru chodziliśmy codziennie" Wiele osób nie wyobraża sobie wakacji bez wypadu nad Morze Bałtyckie, to po prostu tradycja. Należy do nich także nasza czytelniczka. Czy w związku z wysokimi cenami turyści muszą przestawić się gotowanie w kwaterach? Okazuje się, że niekoniecznie. "Nastawialiśmy się na to, że zapłacimy za jedzenie jakieś kosmiczne pieniądze, że trzeba będzie przetrwać na kanapkach z serem, a okazało się, że do baru chodziliśmy codziennie" — opisuje Asia. Obiad nad Bałtykiem Dalsza część tekstu pod wideo: W miejscu, które pod Karwią znaleźli znajomi "za 20 zł, licząc też coś do picia, można było się najeść na pół dnia". Z kolei 223 zł zapłacili za obiad przy głównej ulicy dla sześciu osób we Władysławowie. "Żeby zapłacić 60 zł za talerz, trzeba byłoby się mocno postarać. Gdzie te paragony grozy? — zastanawialiśmy się" — relacjonuje Asia i pokazuje swoje rachunki. Co jedli? Foto: Czytelniczka Onetu / Onet Solidna porcja ryby nad Bałtykiem nie musi być kosmicznie droga Ryba i napoje dla kilku osób. Do tego dodatki, a to wszystko za 223 zł: Foto: Czytelniczka Onetu / Onet Paragon z Władysławowa Pierogi i piwo dla dwóch osób. Tu można się było najeść za 38,5 zł: Foto: Czytelniczka Onetu / Onet Ceny nad Bałykiem To nie pierwszy tego typu głos. Pewien turysta z Poznania donosił na początku wakacji, że da się zjeść w restauracji nad Bałtykiem i nie zapłacić dużo. "W obronie" nadmorskich kurortów odezwała się ostatnio inna nasza czytelniczka. "Jako osoba całe życie mieszkająca w turystycznej miejscowości nad morzem, nie mogę dłużej nie reagować na coroczną kampanię paragonów grozy" — napisała. Zwraca uwagę, że pandemia i wzrost cen odbijają się na cenach w gastronomii, ale "na pewno nie jest drożej niż w górach i innych atrakcyjnych miejscach, gdzie możemy spotkać turystów". Apeluje też, by cieszyć się wakacjami i zachęca do wspierania przedsiębiorców. Listy do redakcji Może was również denerwują "paragony grozy" albo parawany na plażach? Czekamy na wasze opinie pod adresem: listydoredakcji@ (mz) Nie dają znaku życia od kilkunastu, a nawet kilkudziesięciu lat. Nie zostali uznani za zmarłych, bo rodziny wierzą w ich powrót. Tysiące osób, które formalnie są, choć ich nie ma. Gdański ZUS od lat wykazuje go w rejestrze uprawnionych do renty. Na jego fundusz społeczny regularnie wpływają składki: w imieniu Władysława Stańczyka (nazwisko zmienione), który w 1996 r. nie wrócił z pracy, wpłaca je co kwartał żona. Adam Śliwczyński z Trzebiechowa wciąż figuruje w księgach hipotecznych jako właściciel działki. Oficjalnie płaci za nią co roku podatek rolny. W rzeczywistości uiszcza go za niego brat – bo Adam zaginął jesienią 1972 r. Nazwisko Joanny Tomczak jest na listach wyborców w kolejnych wyborach parlamentarnych i samorządowych. W głosowaniu nigdy jednak nie wzięła udziału. Do pełnoletniości brakowało dwóch miesięcy, gdy latem 1991 r. wyszła na dyskotekę i nie wróciła. W Polsce co roku zgłaszanych jest kilkanaście tysięcy przypadków zaginięć. W ostatnich dziesięciu latach było ich łącznie prawie 164 tys. To tak, jakby pod ziemię zapadło się spore miasto. Większość zaginionych odnajduje się w ciągu kilku dni czy miesięcy: dzieci, które zgubiły się rodzicom; nastolatki, które chciały wyrwać się spod rodzicielskich skrzydeł; staruszkowie, którzy zapomnieli drogi do domu. Część zaginięć znajduje tragiczne wyjaśnienie. – To przynajmniej jest jakaś wiadomość – mówi Stefania Tomczak, matka Joanny. Niedawno w telewizji córka marynarza, który zatonął w morzu wraz ze swoją barką, zwierzała się, że nigdy nie przypuszczała, iż będzie mieć takie marzenie: pochować ojca. Stefania Tomczak – jakkolwiek by to brzmiało – jej zazdrości: córka marynarza przynajmniej ma pewność, co stało się z ojcem. Anna Dziurka, psycholog z Fundacji Itaka, zajmującej się poszukiwaniami zaginionych i pomagającej ich rodzinom, tłumaczy: – Przeżycie żałoby przynosi rodzinie ulgę. Rodziny zaginionych latami balansują między nadzieją i poczuciem straty. To taka wiecznie niedomknięta żałoba. Formalnie zawsze żywy? Na szczęście niewyjaśnionych historii jest coraz mniej. Na przełomie lat 80. i 90. policja przyjmowała rocznie ok. 10 tys. zgłoszeń o zaginięciu. W statystyce pozostawało 700–800 nierozwikłanych spraw. Dekadę później – gdy w Polsce padały rekordy zaginięć (prawie 20 tys. osób rocznie) – bez wieści przepadało niespełna pół tysiąca. W ostatnich latach liczba ta spadała poniżej 300. Mimo to w ostatnim dziesięcioleciu zebrało się blisko 3,5 tys. osób, po których zaginął wszelki ślad. Policja poszukuje intensywnie zaginionych w pierwszych miesiącach po przyjęciu zgłoszenia. Gdy zostaną już sprawdzone miejsca, gdzie zaginiony mógł trafić, przepytane osoby, które mogą coś o nim wiedzieć, a po kraju rozesłane komunikaty o zniknięciu – i mimo to nie udaje się go odnaleźć – akcja traci impet. – Później do sprawy zagląda się, gdy pojawią się nowe okoliczności – zdradza łódzki policjant, który specjalizował się w poszukiwaniach zaginionych. Oficjalnie poszukiwania kończą się po 10 latach, a jeśli zaginiony miał ponad 70 lat, już po 5. Dzieci szuka się do dnia, w którym ukończyłyby 23 lata. Po zakończeniu poszukiwań dane zaginionych jeszcze przez 15 lat przechowywane są w policyjnej ewidencji. – Gdyby nagle znalazła się jakaś osoba, której personaliów nie sposób ustalić, albo jakieś niezidentyfikowane zwłoki, policjanci mogą porównać je z danymi w bazie. Nie dotyczy to jednak zaginionych po siedemdziesiątce, ich dane usuwane są z rejestrów po pięciu latach – opowiada funkcjonariusz. Po zakończeniu poszukiwań każdy, kto ma w tym interes prawny, może wystąpić do sądu o uznanie zaginionego za zmarłego. – Jeśli nikt tego nie zrobi, zaginiony wciąż oficjalnie traktowany jest jako osoba żyjąca. Formalnie może pozostać żywy na zawsze – przyznaje dr Anna Bartoszewicz, prawniczka. Nikt – ani policja, ani resort sprawiedliwości, ani Główny Urząd Statystyczny, zbierający drobiazgowe dane o naszym życiu – nie potrafi podać liczby osób, które choć zostały przed laty usunięte z policyjnych baz poszukiwanych, oficjalnie wciąż żyją – bo figurują w ewidencji ludności, na listach wyborców czy uprawnionych do emerytury. I których bliscy nadal poszukują. – Wielu nigdy nie zdecyduje się, by wystąpić do sądu o uznanie zaginionego członka rodziny za zmarłego – mówi Aleksandra Kiełczewska z Itaki. Choć Fundacja nie może poszukiwać osób, których nie szuka już policja, robi ukłon w stronę rodzin i pozostawia zdjęcia takich bliskich w serwisie Są w nim nawet dane osób, które zaginęły w latach 50. i 60. Papowo Biskupie to niewielkie miasteczko w województwie kujawsko-pomorskim. Wszyscy się znają. Czy w takiej miejscowości można zaginąć bez śladu? Dariusz Grzeja zaginął. Nie wrócił z wiejskiej zabawy w styczniu 1992 r. Policja początkowo zbagatelizowała sprawę: 24-letni chłopak wypije, potem gdzieś zalegnie i wróci po kilku dniach. Na próżno rodzina tłumaczyła, że Darek stroni od alkoholu i zawsze wracał na noc. Rodzina próbowała coś ustalić na własną rękę: złożyła się na detektywa, poszła do jasnowidza. I nic. Rodzeństwo Dariusza, trzej bracia i siostra, w duchu pogodzili się z tym, że musiało mu się coś stać i raczej nie żyje. Ale nie wystąpią o uznanie go za zmarłego. – To tak, jakbyśmy na niego zaocznie wydali wyrok. Zabralibyśmy ostatnią nadzieję matce – mówi Barbara Kobylarz, siostra Dariusza. Nie mają też powodu, by iść z tą sprawą do sądu. – Darek nie miał żony i dzieci. Ma tylko kawałek gruntu. Teraz ziemię obrabia brat, ale oficjalnie wciąż zapisana jest na Darka – tłumaczy siostra. Przyznaje, że czasami nachodzą ją myśli, iż lepiej byłoby sprawę zamknąć: – W urodziny Darka dziwnym trafem spotykamy się przy grobie ojca, który zmarł rok przed jego zaginięciem. Gdyby Darek został uznany za zmarłego, moglibyśmy mu zrobić choć symboliczny nagrobek. Wiele rodzin nie dopuszcza jednak takich myśli. – Nie chcę nawet wyobrażać sobie, co by było, gdyby mój mąż wrócił do domu i okazałoby się, że uznałam go za zmarłego i wystawiłam mu pomnik – mówi pani Sylwia, której mąż zaginął 17 lat temu. Nie chodzi oczywiście o problemy prawne, bo znajomy sędzia wytłumaczył jej, że jeśli uznany za zmarłego mąż by się odnalazł, sąd natychmiast przywróciłby go do życia. Zapewniał, że przypadki sądowego zmartwychwstania zdarzają się rzadko i dotyczą zwykle kompletnie innych sytuacji: kiedy rodzina zaginionego mylnie rozpoznała go w znalezionych przez policję zwłokach. Anna Dziurka z Itaki wylicza inne obawy związane z wystąpieniem do sądu: – Uznanie kogoś za zmarłego wiąże się z wymazaniem jego danych z policyjnej ewidencji. Nawet jeśli później policja dostanie informację o zaginionym, już jej nie sprawdza. Dla wielu rodzin oznacza to przekreślenie nadziei na znalezienie choćby jego ciała. W małych miejscowościach ludzie boją się komentarzy typu: „tak ci się spieszy, żeby pochować Józka?”. Są zaginieni, którzy nigdy nie zostaną uznani za zmarłych z innych powodów. – W niektórych środowiskach to, że ktoś przepadł bez wieści, nie jest powodem do wielkiej rozpaczy. Bo kto ma rozpaczać po zaginięciu alkoholika, który latami bił żonę i dzieci? Po jakimś czasie na wszelki wypadek rodzina zgłosi zaginięcie policji. I na tym koniec. Zwykle tacy zaginieni nie pozostawiają też majątku, który wymagałby postępowania spadkowego, więc po co uznawać ich za zmarłych? – mówi łódzki policjant. Oficjalna wdowa O zaginięciu człowieka powinny zostać powiadomione wszystkie instytucje, z którymi miał w jakikolwiek sposób do czynienia: urząd skarbowy, ZUS, spółdzielnia mieszkaniowa. Rodziny często poprzestają na policji. – Największy problem jest z ZUS. Jeśli to zaginiony utrzymywał rodzinę, po jego zniknięciu wszyscy pozostają bez środków do życia. Dopiero po uznaniu go za zmarłego jego renta czy emerytura może przejść na kogoś z rodziny – wcześniej nie przysługują jej żadne świadczenia. Rodziny nie informują więc ZUS, że bliski zniknął i zaprzyjaźniony listonosz nadal wypłaca im pieniądze. Albo emerytura wpływa na konto – tłumaczy funkcjonariusz. Zaginiony w 1996 r. w Gdańsku Władysław Stańczyk był na rencie, ale dorabiał jako ochroniarz. Gdy nie wrócił z pracy, a poszukiwania nie przyniosły rezultatów, utrzymanie domu i córki spadło na żonę. Jej nadzieje, że mąż się odnajdzie, rozwiał jasnowidz. Postanowiła, że po 10 latach, gdy będzie to już możliwie, wystąpi do sądu o uznanie Władysława za zmarłego. I rzeczywiście: trzy miesiące temu została oficjalnie wdową. Jednak przez cały ten czas regularnie płaciła składkę na ubezpieczenie męża. Kalkulowała, że gdy zostanie uznany za zmarłego, a ona formalnie stanie się wdową, będzie mogła pobierać należną mu emeryturę. Jej własna wynosiła 900 zł, jego – 1300 zł. Płaciła też czynsz za mieszkanie, którego był formalnym właścicielem. Na nią mogło zostać przepisane dopiero po przeprowadzeniu postępowania spadkowego. Małgorzata Turlewicz, prawnik Itaki, ostrzega, że takie działania mogą się skończyć źle: – Niedawno zgłosiła się do nas kobieta, której zaginął mąż. Nie była w stanie utrzymać siebie i dzieci, więc wystąpiła o przyznanie alimentów. Sąd potraktował męża jak innych, którzy opuszczają rodziny i nie chcą łożyć na ich utrzymanie. I alimenty zasądził. Ponieważ męża nie było, wypłacał je Fundusz Alimentacyjny. Gdy na koncie męża zebrała się spora zaległość, komornik zajął jego dom, w którym cały czas mieszkała ta kobieta. Żeby uniknąć eksmisji, musi sama spłacić alimenty, które wcześniej dostała, odsetki i koszty komornicze. Życie w żałobie Rodzina Adama Śliwczyńskiego pewnie nigdy nie zdecydowałaby się sama wystąpić o uznanie go za zmarłego. Gdy skończył 18 lat, zgłosił się na ochotnika do wojska. 26 listopada 1972 r. pojechali na przysięgę. Potem odprowadził ich z kolegą na dworzec. W powrotnej drodze zboczył do lasu za potrzebą. Już nie wrócił. Do dziś szuka go prokuratura i żandarmeria – nie dlatego, że zaginął, ale dlatego, że ciąży na nim podejrzenie o dezercję. Obowiązek służby wojskowej wygasa po ukończeniu przez poborowego 55 roku życia – w przypadku Śliwczyńskiego w 2009 r. Dopiero od tej daty liczyłby się okres przedawnienia przestępstwa dezercji. Do tego czasu prokuratura nie może zamknąć postępowania. Prowadzący sprawę zaczęli więc przekonywać rodzinę, by wystąpiła o uznanie go za zmarłego. Rodzina też miała już dosyć. – Co jakiś czas przychodzili do domu żandarmi, zwykle wtedy, gdy spieszyłam się do pracy. Nie mogłam zostawić matki samej, bo na sam widok wojskowych zaczynała płakać – wspomina Mariola Kuraś, siostra Adama. Wojskowi poradzili, jak uniknąć kosztów sądowych: trzeba zwrócić się do prokuratury cywilnej o uznanie brata za zmarłego. Tak też się stało. O uznanie za zmarłą córki nigdy nie wniosłaby też z własnej woli Stefania Tomczak. Joanna zaginęła w sierpniu 1991 r. Poszła na dyskotekę, a gdy okazało się, że zabawa się nie odbędzie – do znajomych. Wieczorem odprowadzał ją znajomy chłopak. Twierdził, że rozstali się w połowie drogi i Joanna poszła dalej sama. Początkowo policja podejrzewała, że miał związek z zaginięciem, ale nie udało się tego udowodnić. Gdy rok później leśniczy znalazł w lesie czyjeś zwłoki, rodzice Joasi nie uwierzyli, że to może być córka. Ciało pochowano jako NN. Badania genetyczne wykazały jednak z dużym prawdopodobieństwem, że NN to Joasia. Stefania Tomczak, nawet jeśli w duszy wciąż wierzy, że córka żyje i kiedyś się znajdzie, chciałaby pochować znalezione zwłoki w rodzinnym grobie. Ale ich wydania może domagać się dopiero, gdy sąd uzna Joannę za zmarłą. Może wtedy żałoba Stefanii Tomczak się domknie. Więcej o działalności Fundacji Itaka na - Polaków, którzy przyjechali do Włoch, a następnie zaginęli, porwała włoska mafia - informuje w obszernym artykule w piątek włoska gazeta "La Stampa". Jednak polska ambasada w Rzymie uważa informacje za powróciła do głośnej sprawy "polskich niewolników", zmuszanych do ciężkiej pracy i poszukiwanych przez polską policję. Dziennik jednoznacznie sugeruje, że za zaginięciem polskich obywateli może stać włoska mafia. Przypomina też hipotezę, że ludzie ci mogli zostać zamordowani przez okrutnych pośredników i szefów. Tymczasem kierownik wydziału konsularnego polskiej ambasady w Rzymie Jerzy Adamczyk powiedział, że artykuł we włoskim dzienniku jest zbiorem starych, powtórzonych z błędami i nieścisłościami informacji oraz faktów bez pokrycia. - Podane w tym artykule informacje są nierzetelne i nieprawdziwe - podkreślił. Zapewnił, że strona polska utrzymuje stały kontakt z przedstawicielami prokuratury w Apulii i na tej podstawie wie, że nie ma żadnych nowych wiadomości oraz faktów, które potwierdzałyby postawione tezy. 1500 osób więzionych przez mafię Gazata napisała, że według strony polskiej prowadzącej dochodzenie w tej sprawie, "około 1500 osób jest obecnie więzionych przez włoską mafię we wsiach Apulii". Natomiast Adamczyk powiedział, że nie wiadomo, skąd wzięto w artykule liczbę 1500 osób. Podkreślił, że proceder zmuszania do pracy niewolniczej w odniesieniu do Polaków już się definitywnie zakończył. Jak zaznaczył przedstawiciel ambasady, właściciele gospodarstw rolnych. Boją się wręcz zatrudniać Polaków i są bardzo ostrożni w związku z surowymi karami za pracę niewolniczą, wprowadzonymi po ujawnieniu skandalu "polskich obozów" w Apulii. Adamczyk wytłumaczył także, że dochodzenie w sprawie wykorzystywania ludzi do ciężkiej pracy wszczęła prokuratura do walki z mafią, ponieważ był to przypadek zorganizowanej przestępczości. Przypomniał również, że 22 lutego przed sądem w Bari zapadł wyrok w sprawie kilkunastu obywateli polskich, skazanych na kary od 4 do 10 lat więzienia za zmuszanie swych rodaków do niewolniczej pracy, wykorzystywanie, znęcanie się nad nimi i gwałcenie kobiet. Zabójstwa nie było Gazeta przywołuje też przypadek z kwietnia 2006 roku, gdy w Cerignoli odkryto zwłoki 26-letniego Polaka Dariusza O. Ten fragment artykułu Jerzy Adamczyn wskazuje jako przykład największej nierzetelności. - Mamy orzeczenie tego samego biegłego, wymienionego w artykule, który stwierdził, że śmierć nastąpiła z przyczyn naturalnych - wyjaśnił. Źródło: PAPŹródło zdjęcia głównego:

gdzie są zaginieni ludzie