Dr Ewa Woydyłło Osiatyńska

Nie dosypiamy, nie dojadamy, ale walczymy o zwycięstwo. [] Słyszała pani pewnie o syndromie wypalenia zawodowego. Wahadło idzie w stronę niesamowitego nakręcenia energii, a potem, kiedy [] - Cytat Ewa Woydyłło-Osiatyńska - Cytaty.info. TVN24 Ewa Woydyłło-Osiatyńska: Pandemia już uderzyła w nasze dusze i serca. Z całą pewnością to, co nazywamy niepewnością, zachwianiem jakiegoś porządku, dotknęło wszystkich Poniżej przedstawiamy najnowsze książki autorstwa Ewa Woydyłło w naszej księgarni. Są to m.in. takie tytuły jak: Nasz bieg z przeszkodami. O wrażliwości i inności, nowa książka wydana w tym roku (2023-05) Nowy poradnik autorki bestsellerowej Drogi do siebie Ceniona psycholożka Ewa Woydyłło wyjaśnia, jak zrozumieć i otworzyć Ewa Woydyłło, królowa polskiej profilaktyki uzależnień, tłumaczy nam, o to co w tym wszystkim chodzi - czy trzeba cierpieć, jak sobie radzić, jak trzeźwieć, i w końcu, co ćpać po odwyku. Bohaterką kolejnego odcinka #OnetSiłaKobiet, z którą porozmawia Katarzyna Janowska, będzie:🔶 Ewa Woydyłło - wspaniały przykład na to, że piękno nie ma wieku 3,9 MB. Data premiery: 2022-01-26. Każdy sprzedawca w empik.com jest przedsiębiorcą. Wszystkie obowiązki związane z umową sprzedaży ciążą na sprzedawcy. Za wysłanie produktu odpowiada sprzedawca. Droga do siebie. O poczuciu wartości 34,90 zł. Opis produktu Informacje szczegółowe Recenzje. Dr Ewa Woydyłło-Osiatyńska TVN24 "Pitch in on a campaign since you are so concerned" Ewa Woydyłło-Osiatyńska added she would "very much like to use this toxic and harmful situation". Dziś w Fakty po Faktach gościem Katarzyny Kolendy-Zaleskiej będzie dr Maciej Tarkowski, następnie Ewa Woydyłło-Osiatyńska i Michał Rusinek. Zapraszamy o Więcej o wpływie alkoholizmu na relacje możemy dowiedzieć się ze szkolenia dr Ewa Woydyłło-Osiatyńska pt. "Rodzina, Bliskie Związki, Relacje a Problemy Alkoholowe" 👉 Link do szkolenia: Co roku właśnie teraz doświadczasz silnego spadku nastroju, a nie stać cię, by okres jesienno-zimowy spędzić w ciepłych krajach? Psychoterapeutka dr Ewa Woydyłło-Osiatyńska podsuwa pomysły na to, jak tanio i skutecznie polepszyć swoje samopoczucie w tym wymagającym czasie. Play Filmoterapia z Ewa Woydyłło-Osiatyńska i Martyna Harland - "Poznajmy się jeszcze raz" by Filmoterapia.pl on desktop and mobile. Play over 265 million tracks for free on SoundCloud. Nie jesteś sam w walce z uzależnieniem Istnieją osoby, które przechodziły przez podobne doświadczenia i są gotowe podać Ci pomocną dłoń Pamiętaj, że veNQx. Doktor psychologii, psychoterapeutka, specjalistka w dziedzinie uzależnień i problemów rodzinnych. Autorka artykułów i wywiadów o tematyce rozwojowej i społecznej oraz wielu książek, Sekrety kobiet, Podnieś głowę, W zgodzie ze sobą, Buty szczęścia, Bo jesteś człowiekiem: żyć z depresją, ale nie w depresji, Dobra pamięć, zła pamięć, Żal po stracie: lekcje akceptacji. Członkini Rady Programowej Fundacji ABC XXI „Cała Polska czyta dzieciom”. Serwis wykorzystuje pliki cookies w celu poprawienia jej dostępności, personalizacji, obsługi kont użytkowników czy aby zbierać dane, dotyczące ruchu na stronie. Każdy może sam decydować o tym czy dopuszcza pliki cookies, ustawiając odpowiednio swoją przeglądarkę. Więcej informacji znajdziesz w Polityce Prywatności i cookiesAkceptuje – Na leczeniu w Instytucie Psychiatrii mieliśmy nawet obecnie zasiadających w sejmowych ławach – mówi w wywiadzie dla „Wprost” Ewa Woydyłło–Osiatyńska, doktor psychologii i terapeutka, autorka książek poświęconych terapii uzależnień. Dodaje, że w czasie leczenia polityków bardziej się dba, by „było dyskretnie”. – Oczywiście, zawsze o to dbamy, ale w przypadku osób publicznych trzeba uczulić innych pacjentów, by nie ujawniali tożsamości osób, które z nimi się leczą. Bo na leczeniu bywają osoby bardzo znane, także aktorzy, aktorki, księża – podkreśla. Właśnie kończy się pierwsza kadencja Sejmu, w czasie której nie byliśmy bombardowani doniesieniami o alkoholowych wyskokach polityków. Nikt nie mówił „coś tam, coś tam”, nie oglądaliśmy nagrań chwiejnego kroku posła opuszczającego gmach. Jednak Ewa Woydyłło-Osiatyńska, terapeutka uzależnień przyznaje, że to nie musi być powód do zadowolenia. – Może być tak, że dzięki większej dyscyplinie w Sejmie posłowie mają się na baczności i piją w ukryciu. Kiedyś w Sejmie bywałam wiele razy – jako specjalistka, ekspert, publicystka, brałam udział w sejmowych spotkaniach. Od czterech lat nie byłam ani razu, nikt mnie już tam nie zaprasza. Zresztą do Sejmu prawie w ogóle już się nie wchodzi, więc skąd mamy wiedzieć, co się tam dzieje? – przyznała. Alkohol w miejscu pracy? Odnosząc się do opublikowanych przez „Super Express” wyliczeń, z których wynika, że w czasie jednego dnia posiedzenia w sejmowym barze politycy i ich goście, bo tylko oni mogą tam wchodzić, wydają na alkohol 2700 złotych, terapeutka stwierdziła: – Kilka lat temu Sejm nie zgodził się na propozycję, by w miejscu pracy, jakim jest ta izba, w bufetach nie było alkoholu. Okazało się, że dla polityków było czymś nie do pomyślenia, by w Sejmie nie można było pić. To prawda – w ONZ też można kupić alkohol. Przez sześć lat bywałam w Genewie bardzo często, jednak nigdy nie widziałam, by w ciągu dnia ktoś pił wino – przyznała. Czytaj też:„Pijanym narodem łatwiej rządzić” – tak mówiono za komuny. Dziś pijemy jeszcze więcej Ewa Woydyłło-Osiatyńska, w rozmowie o alkoholizmie wysokofunkcjonującym, czyli dotyczącym ludzi na wysokich stanowiskach, majętnych, przedsiębiorców, przyznała, że leczyła także polityków obecnie zasiadających w sejmowych ławach. Ale mówiła też o tym, w jaki sposób z alkoholikami w sutannach radzą sobie ich przełożeni, biskupi: – Niektórzy biskupi w swoich diecezjach bardzo humanitarnie podchodzą do sprawy, nawet osobiście przyjeżdżają z delikwentem, by go przedstawić i poprosić o przyjęcie na oddział, a potem wspierają ich w terapii i po leczeniu. Ale są też politycy czy urzędnicy państwowi, którzy szukają prywatnej pomocy medycznej, psychologicznej, czy terapeutycznej, by ochronić się przed upublicznieniem problemu. Paradoksem jest to, że ten, który pił i ze swoim piciem wcale się nie krył, nagle, gdy przestaje, wstydzi się o tym mówić. To patologia, powinno być przecież odwrotnie. A przecież już w latach 70-tych żona prezydenta Forda, Betty Ford, po latach zmagania się z chorobą, ukrywania w Białym Domu mrocznego sekretu, publicznie przyznała się do alkoholizmu. Prywatne ośrodki? „Ryzykowne” Ekspertka wyjaśniła też, dlaczego jej zdaniem publiczne ośrodki leczenia alkoholizmu są lepsze. – Uważam, że prywatne ośrodki, których jest teraz tak wiele, są dużo bardziej ryzykowne. W niektórych trzeba płacić 2 tys. złotych dziennie. Czy właścicielowi takiej placówki będzie zależało, by pacjent już do niego nigdy nie wrócił? Obawiam się, że nie zawsze. Liczy się kalkulacja, podejście biznesowe – dodała. Pytana o to, czy wychodzenie z choroby, gdy jest się na świeczniku, jest dużo trudniejsze, odpowiedziała: – Mam osobisty przykład, który temu by zaprzeczył. Mój mąż, który był profesorem, autorem kilkudziesięciu książek, autorytetem w różnych dziedzinach. Gdy po leczeniu w USA wrócił do Polski, nigdy nie spotkały go żadne przykrości, wręcz przeciwnie, z powodu tego, że opowiadał o swojej chorobie, otoczył go nimb respektu. A był, jakbyśmy dzisiaj powiedzieli, celebrytą. Na przyjęciu, gdy mu proponowano coś do picia, głośno pytał: „a woda jest? Bo ja jestem alkoholikiem!”. Niczego nie ukrywał. Dobra terapia pomaga człowiekowi odzyskać tożsamość niezwiązaną z rolą publiczną. Czytaj też:Sejm na gazie. „Tu naprawdę można popaść w alkoholizm” Cały wywiad dostępny jest w 38/2019 wydaniutygodnika wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play. © ℗ Materiał chroniony prawem autorskim. Wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost. Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych. Mamy władzę nad swoim życiem i samopoczuciem Dr Ewa Woydyłło-Osiatyńska – psycholożka i psychoterapeutka, specjalistka terapii uzależnień, wykłada w Collegium Civitas, kieruje programem nt. uzależnień w Fundacji im. Stefana Batorego, autorka książek z dziedziny psychologii – najnowsza to „Dobra pamięć, zła pamięć”. Napisała pani książkę o pamięci, z której wynika, że jakość naszego życia w dużej mierze zależy od tego, co pamiętamy ze swojej biografii. Pani wspomina tylko dobre chwile. – Nikt chyba nie sądzi, że spotykały mnie wyłącznie dobre rzeczy, ale świadomie skupiam się na pamiętaniu zdarzeń dobrych i budujących, a nie na przykrych. To kwestia wyboru. Chcesz być promienna? Powracaj do tego, co cię w życiu uskrzydlało. Niektóre osoby tak się koncentrują na trudnościach i niepowodzeniach, że do głowy im nie przychodzi, że wcale nie muszą ciągle wspominać złych zdarzeń. Znam pewnego pana, który często wspomina wojnę, wywózkę na Sybir i pracę w tajdze przy 40-stopniowym mrozie, a także rodziców, którzy zmarli tam z głodu. Potem był na froncie, brał udział w ciężkich walkach jako dowódca. Teraz ma przed oczami twarze żołnierzy, których stracił, opowiada o tym bliskim i znajomym. Zastanawiam się, czy to coś złego, że wspomina takie rzeczy. – Słuchałam z zaciekawieniem, bo opowiadała pani o ludzkim doświadczeniu, które jest zawsze jakąś lekcją. Część ludzi na starość powraca do takiej części życia, która była wytłumiona, zamknięta, nieujawniona. Każdy ma do tego prawo. Nawet każdy ma prawo być nieszczęśliwy. Ale ten starszy pan jest pogodny. – To super. Powiem pani, że nie wiem, co będzie ze mną później, o czym będę myślała, co wspominała. Na razie staram się nie rozpamiętywać złych chwil. I wychodzi mi to na dobre. Znałam kiedyś osobę, która miała jedwabne życie: udane dzieci, dużo pieniędzy, wspaniałe podróże po całym świecie, a mimo to cały czas opowiadała, jakie okropności spotkały ją podczas wojny. I wszyscy jej unikali. Musiała być męcząca. Ten pan taki nie jest, opowiada też zabawne rzeczy. – To w porządku. Można jakąś złą historię opowiedzieć raz czy dwa. Ale jeśli człowiek robi sobie z tego wizytówkę, to odstrasza innych. Gdy starsi ludzie, czytając nekrologi, dochodzą do wniosku, że wszyscy z ich pokolenia odeszli, mogą wpaść w przygnębienie. Tak się stało niedawno z moim mężem, kiedy w ciągu roku umarli trzej jego najlepsi przyjaciele, choć mąż nie jest jeszcze z tego pokolenia, które odchodzi. To normalne, że każdego w takiej sytuacji ogarnia smutek i nurtują pytania o sens życia. Z mojej półki ludzie jeszcze tak często nie znikają, ale zdarza się, że ktoś umrze na serce czy raka. I wtedy myślę: „Po co się starać, po co w cokolwiek angażować, skoro i tak umrę?”. I jestem o krok od rozpaczy. – Tak było zawsze, odkąd człowiek przestał egzystować tylko po to, aby upolować jelenia i go zjeść. Homo sapiens – człowiek myślący – musi się zastanawiać nad takimi sprawami. Wracając do pamięci, powinniśmy mieć do niej mniej więcej taki stosunek jak do języków obcych. Nie szkodzi, że ich nie znasz, po prostu się naucz. ? – Jeżeli nie umiesz przywoływać przyjemnych rzeczy ze swojej przeszłości, to się tego naucz. Miałaś ciężkie życie – gwałcili cię, bili, katowali, wyrzucali z domu, urodziłaś się w slamsach… Trudno – było, minęło. Odpłacz, odżałuj, a potem przestań temu poświęcać czas i angażować umysł. Czy to możliwe? Tak, i to w każdym wieku. Jeżeli ten starszy pan zacząłby coraz częściej przypominać sobie tych zmarłych kolegów i rezygnował z normalnego życia, mówiąc np.: „A, już mi się nie chce nigdzie iść”, wtedy warto by było przyprowadzić go do terapeuty. Oderwać od złych wspomnień Jemu akurat się chce, właśnie wyjechał nad morze… Ale weźmy przykład innego pana, który ciągle opowiada, jak w PRL było mu niedobrze, jak go krzywdzili komuniści. I tylko na tym się koncentruje. – Można wtedy go zapytać: „Ma pan takie piękne ręce. Grał pan na jakimś instrumencie? A w ogóle jaką muzykę pan pamięta? Czy byli w pana życiu ludzie, którzy lubili śpiewać?”. On by odpowiedział, że tak. I wtedy zaczęłyby mu się przypominać rzeczy miłe. Wystarczy zmienić temat? – Ale należy to robić tak jak w tym przykładzie. Nie wolno mówić: „Daj spokój, porozmawiajmy o czymś weselszym”. Bo wtedy uzyskamy efekt przeciwny. Ta osoba zacznie bronić swojej historii, powie: „Nie wtrącaj się, takie było całe moje życie”. Można też zaangażować ją do wspólnej aktywności, zaproponować: „Wiesz co, mam dobrą książkę. Chodź, przeczytam ci coś ciekawego”. Chodzi o to, aby umysł odwracał się od wspomnień o pogrzebach. Albo powiedzieć: „Wiesz co, ty tak świetnie umiałeś coś tam. Naucz mnie tego”. Wcale nie musimy prosić o jakąś sentymentalną opowieść o pierwszej miłości. Człowieka, którego chcemy wyrwać z cierpienia i smętnych wspomnień, możemy poprosić, aby opowiedział nam o czymś pogodnym. Można zacząć w taki sposób: „Słuchaj, zupełnie nie pamiętam cioci Marysi. Opowiedz mi, jaka ona była”. I wtedy myśli takiej osoby pójdą w innym kierunku. Zacznie widzieć jaśniejsze barwy swojego życia. Z pani książki wynika, że na skutek złych wspomnień i negatywnego myślenia, do którego one prowadzą, można nawet zachorować na depresję. – Nie ma na świecie ludzi, którzy mieliby same dobre wspomnienia. W ogóle nie o to chodzi, aby nie mieć złych wspomnień. Każdy ma dobre i złe – np. każde rozstanie jest źródłem smutku. A jeżeli jeszcze do tego rozstania dojdą zawiedzione nadzieje, niespełnione obietnice, jakieś przegrane szanse, to zrozumiałe, że człowiek wrażliwy będzie musiał to ocenić jako coś niedobrego. Gorzej, gdy czas mija, mamy przed sobą nowe wyzwania, a my odwracamy się tyłem do obecnego życia, kontemplując minione złe wydarzenia. Według mnie, najważniejsze jest nie to, jakie się miało życie, lecz to, jakie z tego wyciągniemy wnioski na przyszłość. W tej książce próbowałam przekazać, że wiele naszych postaw nabywamy drogą odwzorowywania, naśladowania starszych. Jeżeli w domu rodzinnym dorośli patrzą na życie przez pryzmat niedobrych zdarzeń, trudno się dziwić, że dzieci będą robić podobnie. Proszę zauważyć, że w polskiej kulturze lubimy rozpamiętywać nasze klęski, cierpieć – wystarczy popatrzeć na pomniki, nazwy ulic, posłuchać wiadomości. Lubimy wspominać przegrane bitwy… – Nawet gdyby były same wygrane, też nie widzę w tym nic twórczego. Bo czy można czerpać poczucie wartości z tego, że ktoś był kiedyś bardzo piękny albo dzielny? Nie, poczucie wartości trzeba czerpać z tego, kim się jest dzisiaj. Zwłaszcza kobiety mają z tym problem w naszej kulturze promującej młodość i urodę. – To swoją drogą… Ale ja mówię o specyfice naszej obyczajowości, gdzie dobrze jest widziane bycie nieszczęśliwym. Byłam w wielu krajach i nigdzie tak się nie rozpamiętuje swoich krzywd z przeszłości, nie obwinia za swoje niepowodzenia niedobrych mamuś czy tatusiów. Zresztą wielu psychologów, nad czym ubolewam, podtrzymuje w pacjentach to poczucie nieszczęścia. Złego dzieciństwa, które do tego doprowadziło. – Fakt, że mąż kogoś zostawił, może faktycznie unieszczęśliwić. Ale gdy w terapii miesiącami roztrząsa się dzieciństwo, w dodatku za niemałe pieniądze, uważam to za nadużycie. Czy nie powinno chodzić o to, aby zranionej osobie pomóc wrócić jak najprędzej do normalnego życia? Dlatego podobało mi się, jak pani, wchodząc tutaj, powiedziała: „Chciałabym wyjść za mąż, szukam męża”. Bo? – Myślenie kobiet w kategoriach „co ja bym chciała dla siebie” rzadko u nas występuje. Kultywujemy model kobiety, która nie wyraża swoich potrzeb ani pragnień. Dwa skarbce Ale odeszłyśmy od tematu pamięci. – Bardzo wielu ludzi nie wie o tym, że nosi w sobie dwa skarbce: w jednym znajdują się dobre rzeczy, a w drugim złe. I zamiast otwierać ten pierwszy skarbiec, zbyt często otwierają ten drugi – z niedobrymi sprawami. Ma to sens biologiczny, jesteśmy tak stworzeni, aby niedobre wydarzenia mogły ostrzegać przed zagrożeniami, które mogą znowu się powtórzyć. Otwieranie skarbca ze złymi wspomnieniami przypomina jednak sytuację, kiedy szlaban na przejeździe kolejowym został na zawsze opuszczony, ponieważ kilkadziesiąt lat temu zdarzył się tam wypadek. Jak wyrobić w sobie nawyk czerpania ze skarbca z dobrą przeszłością? – Można zrobić takie ćwiczenie, które zadaję swoim pacjentom. Przypomnij sobie 20 rzeczy, które są powodem do zadowolenia z siebie, do dumy. A jeżeli ktoś nie jest w stanie dobrze o sobie mówić ani pisać? – Na terapii powiedziałabym do takiej osoby: „Wypisz mi na jutro pięć rzeczy, za które jesteś wdzięczna”. A co, jeśli nie ma takich rzeczy? – To wtedy bym zaproponowała: „Wieczorem przed snem przypomnij sobie dwie dobre rzeczy, które dzisiaj się wydarzyły”. Powiedzmy, że stwierdzi, że nic takiego nie było. Powiem wtedy: „A więc zaplanuj sobie na jutro dwie dobre rzeczy, które sprawią ci przyjemność, i zrób je”. Niech to będzie zjedzenie pysznego spaghetti, telefon do dawnej nauczycielki, którą lubiłaś, pójście do ogrodu botanicznego albo do kina, może obejrzenie meczu albo wystawy malarskiej. Wszystko jedno. Zaplanuj sobie te dwie rzeczy albo więcej niż dwie (!) i je zrób. A wieczorem, gdy będziesz iść spać, podziękuj za to, że miałaś taki dobry dzień. Następnego dnia zrób to samo. I co się stanie? Pojutrze będziesz już miała w skarbczyku dwa dobre dni. Całe życie było do kitu, ale wczoraj jadłam pyszne spaghetti, a dziś jechałam taksówką, aby nie zmoknąć. Mamy władzę nad swoim życiem i samopoczuciem. Możemy wziąć na siebie odpowiedzialność za to, aby mieć dobre życie. Albo niedobre…. Warto się tego uczyć. Dlatego że wielu z nas dorastało w domach, gdzie nie było radości, np. tata siedział w rozchełstanej koszuli, pił piwo i mówił, że wszystko jest do niczego. I potem jego córka, która ma dwa fakultety, powtarza to samo. To trochę tak jak z papierosami, ludzie palą je w sposób bezkrytyczny. Nawykowo, prawda? Podobnie jest z naszym zachowaniem. – Depresja jest nawykowa. W książce piszę o dzieciach, przytaczając badania, zgodnie z którymi tylko 1,5% najmłodszych ma depresję wynikającą z defektu mózgu, polegającego na wadliwie funkcjonujących neuroprzekaźnikach. Pozostali dostali depresji, bo wzrastali w domach, w których panował ponury nastrój. A co ze starszymi kobietami? Do czego może doprowadzić zaglądanie do niewłaściwego skarbczyka? – Może również spowodować depresję. Jeśli człowiek będzie tkwił w negatywnych wspomnieniach, z całą pewnością obniży mu się nastrój. Koła ratunkowe Pisze pani, że potem z takiego obniżonego nastroju bardzo łatwo wpada się w dół. Dlaczego tak trudno z niego się wydobyć? – To tak jak z bagnem, łatwo w nie wejść, ale trudno z niego wyjść. Depresja zaczyna się na ogół od małego niezadowolenia. Od małego przygnębienia. A z małego przygnębienia łatwo wyjść. Jest mi trochę smutno, to zadzwonię do pani Basi, ona zawsze jest pogodna, pewnie coś ciekawego czyta albo gdzieś w fajnym miejscu była, to mi opowie. A może pójdziemy razem na rower… Wychodzimy bardzo łatwo – z małych dołków. Z dużego dołu samemu się za sznurówki nie wyciągnie. Co wtedy? – Trzeba już wołać o pomoc, samemu trudno sobie poradzić. Tylko nie wiadomo, czy ktoś będzie przechodził, czy ktoś usłyszy. W tym momencie przypominanie sobie miłych sytuacji z przeszłości nie pomoże. – Wtedy nawet nic dobrego się nie przypomni. Gdy człowiek jest w złym stanie psychicznym, całe życie wydaje się bez sensu. Nie ma się wiary, że będzie lepiej, człowiek nie ufa, że kiedykolwiek odzyska radość życia. Czyli to może być ostrzeżenie dla osób o tendencjach depresyjnych, że gdy tylko zauważą u siebie obniżenie nastroju, już powinny szukać dobrych wspomnień albo zastanowić się, za co mogą być wdzięczne w życiu, czy tak? – Owszem. Ale takie osoby powinny również stworzyć sobie listę ludzi, do których mogą się zwrócić, kiedy będzie im źle. Takie koło ratunkowe. – To nie muszą być sami przyjaciele, może być sąsiadka albo pani ze sklepu, które wysłuchają i powiedzą dobre słowo. Warto się zapisać na nordic walking, aerobik czy do czytelni. Najważniejsze to nie być samej. Innym ludziom łatwiej zauważyć, że jesteśmy w gorszym nastroju. Reagują na to, pytają, wyrażają troskę – wtedy można porozmawiać o swoim zmartwieniu. Więc nie bądź sama. Bo wtedy nie ma kto podać ci ręki. Co nie znaczy, że nie możesz sobie całego sobotniego popołudnia przesiedzieć w domu. Powinnaś jednak mieć listę osób, na które – w razie potrzeby – będziesz mogła liczyć w trudnych momentach. Czyli mamy następujące recepty: odwracanie uwagi od złych wspomnień, szukanie dobrych rzeczy w przeszłości, rozmowa z życzliwymi ludźmi, pisanie o sobie pozytywnych rzeczy… – Pisanie to fantastyczna autoterapia – np. opisz sto miłych zdarzeń ze swojego życia. I już człowiek się podnosi… Ale też znajdą się osoby, które tego nie zrobią. Wolna wola. Są różne patenty na życie. Ci promienni żyją i ci depresyjni też, tylko jaka jest różnica w jakości ich życia… Trzeba wziąć za siebie odpowiedzialność. Nie będę wtedy zwalać winy na mamę, na tatusia, na wujków, na komunistów, na kapitalistów, tylko urządzę sobie życie tak, jak uważam, że można najlepiej. Jesteś tym, co pamiętasz. To motto pani książki? – Tak. Jeśli będziesz pamiętać dobre rzeczy, to będziesz kimś pięknym i pogodnym, a jeśli będziesz pamiętać złe rzeczy, będziesz przygnębiony, zgorzkniały. Czy możemy mieć nad tym kontrolę? – Tak, możemy. Jeżeli nie pamiętasz dobrych rzeczy, zadbaj o to, by dzisiaj je tworzyć. Te dobre rzeczy staną się jutro dobrymi wspomnieniami. I otaczaj się pogodnymi ludźmi. Podobne wpisy – Kultywowanie cech kobiety, które czynią ją poddaną, uległą, pozbawioną własnej wartości, jest szkodliwe dla całego społeczeństwa. Patriarchat zniszczył nie tylko kobiety, ale i mężczyzn – uważa Ewa Woydyłło-Osiatyńska, psycholożka i terapeutka uzależnień. Przypomnijmy: dr hab. Paweł Skrzydlewski, doradca ministra edukacji i nauki Przemysława Czarnka, stwierdził niedawno, że jednym z priorytetów polityki oświatowej na przyszły rok szkolny jest „właściwe wychowanie kobiet, a mianowicie ugruntowanie dziewcząt do cnót niewieścich”. Czym te ostatnie właściwie są? I czy mogą być kluczowe w budowaniu szczęśliwego życia? Ewa Bukowiecka-Janik: Ugruntowanie cnót niewieścich. Co pani o tym sądzi? Ewa Woydyłło-Osiatyńska: Dramatyczny styl wypowiedzi. „Cnoty niewieście”. Sama już nie wiem, czy to ironia, czy bezczelność… Bo kim jest właściwie niewiasta? Sprawdziłam to wcześniej. Niewiasta to z prasłowiańskiego „ta, której nikt nie zna, o której nikt nic nie wie”, nowa kobieta w rodzinie. Czyli młoda, tajemnicza i ta, której zachowaniu należy się przyglądać. Błędna etymologia to „ta, która nic nie wie” w opozycji do wiedźmy, czyli „tej, która wie”. Zrobiła pani coś bardzo cnotliwego teraz. Tak? Tak. Nie powtarza pani bezmyślnie po innych, myśli pani samodzielnie, choć zestawienie niewiasty i wiedźmy w kulturowym ujęciu mi się podoba. Jest dowcipne. Krytyczne myślenie to zdecydowanie cnota. Dlatego myślę, że sam pomysł ugruntowania cnót niewieścich, kiedy już go odrzemy z tej archaicznej stylistyki i wyjaśnimy, co znaczy, jest dobry. Chęć założenia rodziny, bycia żoną i mamą to nie jest żadna cnota. To może być plan na przyszłość, jeden z wielu. Cnoty to wartości, cechy, które sprawiają, że mamy dobre, udane, szczęśliwe życie To coś nowego. Polski internet kipi ze śmiechu, a sama koncepcja ugruntowania cnót niewieścich zdała się przelać czarę goryczy – Sejm debatował nad wotum nieufności dla ministra Czarnka. Nic dziwnego. Wciskanie kobietom cnót niewieścich w XXI w. w takim ujęciu jest jak uczenie w szkołach kaligrafii w dobie cyfryzacji. Jak ogłoszenie na akademiach sztuk pięknych: „Proszę państwa, wracamy wyłącznie do rytów naskalnych”. To kompromitacja. Natomiast cnoty niewieście same w sobie są paletą fantastycznych cech, których w Polsce najbardziej brakuje grupie mężczyzn pokroju autorów tych wypowiedzi i dlatego ich wdrażanie wśród mężczyzn mogłoby być bardzo pożyteczne. Próżność, egotyzm, zainteresowanie sobą w opozycji do oddania się rodzeniu dzieci i tworzeniu jedynego słusznego modelu rodziny. To są cnoty niewieście według resortu edukacji. Chęć założenia rodziny, bycia żoną i mamą to nie jest żadna cnota. To może być plan na przyszłość, jeden z wielu. Cnoty to wartości, cechy, które sprawiają, że mamy dobre, udane, szczęśliwe życie. „Cnoty niewieście”, skoro mamy trzymać się tej nieszczęsnej stylistyki, są zatem niczym innym, jak zaletami kobiet, które wchodzą w dorosłość. Zainteresowanie sobą i własnymi potrzebami jest kluczowym narzędziem w budowaniu szczęśliwego życia. To uświadomiła rzeszom Polek Natalia de Barbaro w „Czułej przewodniczce”. Właśnie. Do cnót niewieścich nawet w tym stereotypowym ujęciu należą też wrażliwość, delikatność, uważność, uczuciowość, empatia, szacunek do innych, łagodność. Czy jest w nich coś złego? Absolutnie nie. Każdy rodzic życzyłby sobie, aby jego dziecko zachowywało się w ten sposób. I jest to możliwe, gdy podchodzimy do dziecka z czułością, wrażliwością, zrozumieniem i szacunkiem. Całkowicie przeciwnie niż obecnie Ministerstwo Edukacji i Nauki podchodzi do młodzieży. Ono chce narzucać, rozkazywać, prawić, grozić palcem, nakładać sankcje. Tak wychowywane są kolejne pokolenia chłopaków, którzy zioną agresją i wychodzą na marsze niepodległości albo zostają kibolami, a od kobiet wymagają, żeby siedziały cicho w domu. Obserwuję Polaków jako psycholożka od kilku dekad i powiem pani, że jeśli komuś brakuje cnót w życiu, to głównie mężczyznom. Edukacja ma wielki wpływ na kształtowanie się mentalności i świadomości. Z badań czytelnictwa wynika, że mężczyźni czytają coraz mniej, zaś kobiety coraz więcej. Nie tylko w Polsce. Także więcej kobiet niż mężczyzn idzie na studia. Na uniwersytetach trzeciego wieku też widuję wyłącznie kobiety. Tych przepaści jest wiele i będą się one pogłębiać. Jestem terapeutką od wielu lat i gdy pracuję z kobietami nad problemami w ich związkach, najczęściej słyszę: „Bo mój mąż nie rozmawia”. „Kochanie, dokąd chciałbyś jechać na wakacje?”. „Obojętnie, załatw to” – słyszą w odpowiedzi. „Chcę porozmawiać”. „Daj mi spokój, o co ci chodzi”. Ten dialog, choć brzmi jak satyra, jest rzeczywistością wielu małżeństw. To jest wtórna niemota. Powrót do stanu atawistycznego. Szczeknąć mogę, warknąć, zajęczeć, ale nie umiem rozmawiać? Czytelnictwo to narzędzie konieczne do rozwoju. Bez czytania jesteśmy w stanie tylko powtarzać po innych. Ale edukacja i czytanie to też nauka wyrażania myśli i uczuć, co ewolucyjnie kobietom wychodzi po prostu lepiej. Kobiety potrafią się otwierać, słuchać, uczyć, przyznawać do błędu, pragną zmian, rozwoju i zyskują na tym. Wystarczy spojrzeć na statystyki. Kobiety żyją dłużej, bo żyją lepiej. Kropka. Dlatego tak bardzo polskie kobiety wkurza, gdy to mężczyźni prawią o cnotach niewieścich i chcą decydować o naszych ciałach. To zjawisko również jest przejrzyste. Kobiety rzeczywiście zżymają się, że to mężczyźni chcą dyktować im, co mają robić i że to kolejny przejaw dyskryminacji. Oczywiście, jednak oni sami nie analizują tego aż tak głęboko. Zostają na poziomie: ja tu rządzę, więc mówię, co macie robić. Mentalność zmuszania, narzucania, przemawiania z ambony. Tak rządzą, tak traktują innych, tak chcą wychowywać dzieci i kształtować edukację, bo nie wiedzą, że to już nie zadziała. To jest pochodna czarnej pedagogiki. Wmawianie kobietom, jaka jest ich rola, to odmawianie im wolności, mówienie, co im wypada, a czego nie, to przedmiotowe traktowanie, dyskryminacja. To poważne nadużycie. Nikt nie powinien mieć takiej władzy nad drugim człowiekiem Czarna pedagogika niestety nie jest pieśnią przeszłości. Obecnie może nie mówi się już, że dzieci i ryby głosu nie mają, ale nadal dzieci traktuje się przedmiotowo i przejawia się to na rozmaite sposoby. Np. ocenianiem, wlepianiem etykiet. Próżność czy egotyzm do nich należą, dlatego obawiam się, że jakkolwiek karykaturalnie brzmi „ugruntowanie cnót niewieścich”, tak na poziomie przekazu trafią do części społeczeństwa. Nikt nie chce mieć próżnego dziecka. To nie jest zmartwienie szkoły. Ministerstwo Edukacji wykracza poza swoje kompetencje. Chce wychowywać zamiast uczyć. To, o czym pani mówi, to problem mentalności społeczeństwa. Rodzice wymagają: nauczcie nasze dziecko tego, czego sami nie umiemy. Dlatego połkną haczyk i dadzą się nabrać na „ugruntowanie cnót niewieścich”. Egoizm wynosi się z domu, z kolei próżność rozumiana jako koncentrowanie się na swoim lustrzanym odbiciu jest efektem zaniedbania intelektualnego rozwoju. Dzieci kopiują z dorosłych – i to nie tych napotkanych w szkole. Szkoła ma obowiązek być dobrym miejscem – takim, do którego dzieci nie boją się i chcą chodzić. Sączenie „cnót niewieścich” w postaci szkodliwych przekonań o kobiecości z XIX w. skończy się propagowaniem kultury gwałtu i przyzwoleniem na przemoc? Jeśli uznamy słownik, w którym cnoty niewieście to chęć rodzenia dzieci i koncentrowanie się na budowaniu rodziny z mężczyzną, to można powiedzieć, że cnotami niewieścimi jest piekło wybrukowane. Kultywowanie cech kobiety, które czynią ją poddaną, uległą, pozbawioną własnej wartości, jest szkodliwe dla całego społeczeństwa. Patriarchat zniszczył nie tylko kobiety, ale i mężczyzn. Mężczyźni nadużywają władzy, bo nie potrafią postępować godnie, normalnie. Wmawianie kobietom, jaka jest ich rola, to odmawianie im wolności, mówienie, co im wypada, a czego nie, to przedmiotowe traktowanie, dyskryminacja. To poważne nadużycie. Nikt nie powinien mieć takiej władzy nad drugim człowiekiem. Jako terapeutka, pracująca głównie z kobietami, których mężowie są uzależnieni od alkoholu, obserwuję z bliska tragiczne skutki wychowania dziewczynki na uległe dorosłe. Kobieta, która idzie w świat ze zdruzgotaną samooceną przez wieczne wmawianie jej, jaka ma być oraz z poczuciem, że na miłość i szacunek trzeba zasłużyć, to przyszła ofiara. Prędzej czy później nią będzie. Samo narzucanie takiego myślenia, trwanie w nim jedynie spowalnia proces zmian, który już się dzieje. Widzimy to choćby na strajkach kobiet. Wychowywanie dziewczynek do cnót niewieścich nie sprawi, że kobiety zrezygnują z wykształcenia czy swoich praw. To sprawi, że będą musiały o nie walczyć, iść pod prąd, a tak być nie powinno i nie w każdym środowisku to się uda. Niestety znam i obserwuję wiele kobiet, które przez brak znajomości własnych potrzeb i umiejętności żyją w niewoli. Nie potrafią np. zarobić, żeby utrzymać siebie i dziecko, przez co boją się odejść od męża, który źle je traktuje. Niektóre z nich nawet o tym nie myślą. To tragedia nie tylko tej kobiety, ale całej rodziny. Tak, i całego społeczeństwa. Kobiety pragną tego samego, co każdy człowiek: wieść ciekawe życie w zgodzie ze sobą. To nie znaczy, że będą one rezygnować z macierzyństwa. To znaczy, że będą budować związki, zakładać rodziny, kształcić się, rozwijać, czyli robić wszystko, co ubogaca społeczeństwo. Cnoty niewieście takie, jakimi widzi je nasze ministerstwo edukacji, uniemożliwiają to. Zubażają. Natomiast ja się o polskie kobiety nie martwię. Każda dziewczynka poza nauczycielami i rodziną zna też inne dziewczyny i chłopaków. Ma dostęp do internetu. Czyta, obserwuje. Na jakimś etapie zbuduje się w niej świadomość swoich praw, a te nowe normy, o które walczą kobiety, staną się jej normami. Dowodem na to, że tak będzie, jest chyba historia współczesnych 30-, 40-latek, które wychowane często na grzeczne i potulne, stawiają na swoim i zaczynają żyć po swojemu. Nasze babcie i matki często urabiały się po łokcie, by sprostać wymaganiom patriarchatu, a my już postępujemy inaczej. Dokładnie. I byłoby super, gdyby wspierała je w tym szkoła, a nie sypała piachem w oczy. Jeśli jednak tego nie zrobi, to choć narobi po drodze wiele złego, ostatecznie się skompromituje. Feminizm jest już normą, tak jak normą stało się używanie elektryczności. Nikt już nie oświetla domów lampami naftowymi i już nikt nie cofnie kobiet do ról ukutych wieki temu. Nikt nie ma takiej mocy, jestem o tym przekonana. Zobacz także

dr ewa woydyłło osiatyńska